czwartek, 21 kwietnia 2022

Czas żonkili i forsycji

Kwiecień w Ostoi zawsze zaczyna się żonkilami, teraz oficjalnie zwanymi narcyzami. Dziwne, sadziłem żonkile, a po latach rosną narcyzy, czego to spece od systematyki nie wymyślą ... Sadziłem je z myślą o tym, że wyznaczą skraje ścieżek i grządek, są więc porozrzucane po całej Ostoi, ale zawsze niemal tworzą jakieś linie, coś wskazujące. Miałem w planie sadzić minimum sto kolejnych co roku, aby kiedyś dojść do stanu jaki podziwiałem w Szwecji, gdzie w początku maja zielone skarpy schodzące do Bałtyku usiane są gęsto żółtymi gwiazdkami żonkili, co z pokładu łodzi kołyszącej się na falach wygląda bosko. Z powodu braku morza jednak, wybrałem drogę praktyczną i o ile żonkile jeszcze będę dosadzał, to właśnie wzdłuż "szlaków komunikacyjnych".

Zupełnie inaczej ma się sprawa z czosnkiem niedźwiedzim, cebulą siedmiolatką i szczypiorami. Te sadziłem obficie, rozrzucając je po krajobrazie jako te szwedzkie żonkile. W efekcie, już od początku kwietnia, w wielu miejscach pojawia się jakby "znikąd" aromatyczne jedzenie pełne witamin. Obecnie już nie sadzę cebulek, ale po prostu pozwalam moim czosnkom i szczypiorkom zakwitać, wydać nasiona, które same wykiełkują w pobliżu, lub też czasami zbieram je i rozsiewam, bez żadnych zabiegów przygotowawczych. Jestem czasami zdumiony, że wyrastają dosłownie w szczerym piachu, wbrew obiegowej opinii, że czosnek niedźwiedzi szczególnie lubi gleby żyzne i wilgotne, jakich nie ma naturalnie w Ostoi.

Czosnek tradycyjny natomiast, jak co roku posadziłem ubiegłej jesieni w truskawkach, ale także poświęciłem na niego jedną z grządek podwyższonych. Na tej grządce w październiku 2021 posadziłem trzy odmiany w celu wyhodowania z nich materiału do sadzenia w październiku 2022 i zbioru latem 2023. To się nazywa długofalowe planowanie chyba. Ale tak naprawdę, chodzi to o to, aby porównać te trzy odmiany, pod względem wczesności, plonu i smaku. Już teraz w kwietniu widać, że części nadziemne różnią się od siebie znacząco, zapewne różnice będą też widoczne w wielkości i jakości plonu. Wszystko to ma służyć temu, aby być w zakresie czosnku samowystarczalnym, aby każdy zbiór wystarczał nam do następnych zbiorów. Jest już tak teraz (sto główek zebranych w 2021 jeszcze się nam nie skończyło, pomimo dzielenia się z innymi), ale mam nadzieję na jeszcze lepsze efekty - chcę mieć nadal sto główek co roku, ale większych i jeśli to możliwe, bardziej jeszcze ostrych. 

Tuż obok czosnku zieleni się siany w tym samym czasie szpinak. Jest teraz w fazie małych listków, które w końcu zimy miały kontakt z mrozem. Dzięki temu są one niebywale słodkie. Szpinak broni się przed mrozem zwiększając stężenie cukrów w swoich sokach, stosuje swojego rodzaju "płyn zimowy", jak my w swoich autach. Teraz szpinak ten jest bardzo smaczny, urywam więc po jednym listku z każdej roślinki, aby się nim nieco podelektować. Gdy tylko zrobi się cieplej, ruszy z kopyta, wypuści wielkie liściory i już nie będzie tak smaczny jak teraz, choć oczywiście o niebo lepszy od sklepowego. 

Podobnie ma się sprawa z jarmużem szparagowym, który przezimował pięknie i teraz zaczyna wypuszczać młode liście, o wiele jednak większe niż szpinakowe. Smakują doskonale duszone, ale ja czekam na młode pędy, które zacznie wypuszczać w maju. Przyrządza się je jak szparagi, stąd nazwa tej odmiany jarmużu. W tym roku zamierzam posiać również inną mrozoodporną odmianę zwaną "jarmużem o tysiącu głów". Nigdy jeszcze jej nie uprawiałem, ale wiem, że roślina ta osiąga podobno gigantyczne rozmiary i z tego powodu tradycyjnie karmi się nią częściej bydło niż ludzi, no ale dopóki nie spróbuję, nie dowiem się jaki ma potencjał w Ostoi.

W Warszawie żółto wszędzie od forsycji, ale w Ostoi do pełni kwitnienia jeszcze daleko. Na razie cieszą forsycje rosnące u innych, ja posadziłem je u siebie w wielogatunkowym żywopłocie dopiero w zeszłym roku, mam więc tej wiosny dziesięć kwiatków na krzyż. Forsycja niestety nie jest dobrym pożytkiem dla pszczół, ale za to ma inną cenną cechę. Gdy zakwita, pokazuje ogrodnikowi, że nadszedł czas - w fenologii to znak, że można już siać do gruntu zielony groszek, marchew, sałatę, buraki, szpinak czy rzodkiewki. Wziąłem się więc za siew groszku, aczkolwiek jestem pesymistą. Pewnie dudki jak co roku wszystko wyjedzą. Równolegle więc, mam rozsadę w doniczkach, bo czego jak czego, ale początku lata bez strączków prosto z krzaczka sobie nie wyobrażam. Kwitnienie forsycji to też moment, kiedy masowo zaczynają kiełkować nasiona chwastów tam, gdzie ziemia była goła i przekopana. I choć u mnie wszystkie grządki albo wyściółkowane, albo uzupełnione kompostem, zaczynam mieć oko na niepożądane rośliny, usuwam je gdy jeszcze są maleńkie, aby zaoszczędzić sobie pracy później w sezonie.

Pod dachem z kolei, druga połowa kwietnia to czas, kiedy trzeba rozgęścić papryki i pomidory. W tym roku znowu robię coś inaczej - używam innych wielodoniczek do siewu i rozsady. W efekcie, z każdej doniczki na 60 roślin, przesadzam teraz sadzonki do czterech dużych wielodoniczek, po 15 roślin każda. W nich pomidory i papryki doczekają do chwili, kiedy można je będzie sadzić na zewnątrz. Praca ta idzie bardzo szybko, problemem jest jak zwykle miejsce, gdzie wszystkie te sadzonki poustawiać tak, aby miały dość światła. Niestety, od kilku dni pogoda uniemożliwia rozwiązanie najlepsze, czyli wynoszenie sadzonek w ciągu dnia na taras. ale gdy tylko na to pozwoli, będę dokładał starań, aby choć przez kilka godzin na dobę stały na dworze.

Zdarzenia losowe sprawiły, że ten kwiecień był zupełnie wyjątkowy - tak mało byłem w Ostoi. Nie udało mi się jej odwiedzić przez ponad dwa tygodnie, co jednak nie wydaje się mieć jakichś poważnych konsekwencji. Ot, coś co powinno, nie jest jeszcze posiane, coś co było w planach nie jest posadzone, ale generalnie widać, że rośliny radzą sobie bez mojej pomocy, szczególnie te w leśnych ogrodach. Kwitnie już jagoda kamczacka, śliwy zabierają się za kwitnienie, z ziemi wyłażą rabarbary, a z trzcin wyłazi jak zwykle Bambi, aby się na mnie pogapić, a może chce się przywitać po długim niewidzeniu? Wszędzie widać jaszczurki, słychać pierwsze rechoty żab, a ptaki wszelakie odprawiają amory i trele.

W miesiącu forsycji i żonkili dominuje kolor żółty, do którego dopasowuje się nawet słoneczko, zachodząc nad Ostoją. W rozkroku pomiędzy Ostoją a Warszawą, gdzie właśnie wspomina się rocznicę powstania w Gettcie, gdzie też żółto, ale i niebiesko, wypada tylko powiedzieć:

Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć
zielonymi listeczkami,
śpiewem jezior, zmierzchu graniem,
aż ukaże jądro mleczne
ptasi świt.









4 komentarze:

  1. Moje kwiaty forsycji już wpadały do sałatki i dekorowały ciasto :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jakoś nie smakują, kiedyś zbierałem w celach zielarskich.

      Usuń
  2. Bardzo dziękuje za kolejny wpis. Od kilku tygodni czytam Pana posty (od tych najstarszych) na zmianę z „Ogrodem Gai” i innymi lekturami „permakulturowymi”. Ja tez mam swoją Ostoję w sercu Stawów Milickich i eksperymentuję, korzystając z Pana wskazówek. Czosnek w truskawkach rośnie jak szalony :-) Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne posty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i życzę samych sukcesów w ogrodzie. Pozdrawiam :)

      Usuń