Prima Aprilis jednym wielkim horrorem był. Jeszcze kilka dni temu u pomidorków było 18-20 stopni, a tu nagle, z niczego, zrobiło się pierwszego kwietnia 25 stopni. Pomidorki odpowiedziały gwałtownym wzrostem, w związku z tym palety z siewkami zaczęły wyglądać jak koszmar ogrodnika. Gęsto, za gęsto, zdecydowanie. Postanowiłem jednak zaryzykować i trzymać się planu, czyli rozsadzać to całe tałatajstwo za kilka dni. Nie dałbym rady tego zrobić teraz i tak, bo inne sprawy odciągają mnie od pomidorków skutecznie, i choć na pewno na widok takiej palety kraje się serce niejednego profesjonalisty, to ja potraktuję ten etap jako selekcję - przesadzę do doniczek najsilniejsze siewki, mając nadzieję, że wyrosną z nich bardzo silne rośliny.

Tu pewnie kolejny horror i brak profesjonalizmu, na jednej palecie groch z kapustą, a ściślej pomidory z bazylią, plus papryki, co nie chcą wschodzić. To oczywiście później wysiane nasiona, jeszcze tych siwek też na razie nie będę pikował do doniczek. Myślę , że poradzą sobie dobrze, nawet jeśli spędzą w tej kuwecie jeszcze ze dwa tygodnie.
Sałata, o zgrozo, zarosła samą siebie, nic nie widać poza sałatą. Teraz najładniejsze sadzonki pójdą do małych worków uprawowych, a z nieco gorszych będziemy codziennie odcinać nożyczkami zewnętrzne świeże listki i zajadać ile wlezie. Wygląda na to, że trochę ona pożyje, jeśli tylko temperatury nieco spadną. Kilka godzin dziś spędziła na zewnątrz, nie sądzę jednak aby było tam chłodniej niż w domu. Słoneczko pięknie przypiekało, a sałatki trzymały się dzielnie jak kniaź Jarema w Zbarażu. Nic nie więdło, nie marniało, a opaliwszy się nieco, wróciło do domu.

Wiosna i jej wysłannicy chcą mnie chyba wygnać z Ostoi. Na większej części podwórka, do niedawna zwanej klepiskiem z uwagi na niebywałą żyzność i szatę roślinną (gdzie oczywiście nie rosło nic), teraz plenią się łany kokoryczy pustej, bardzo mocnego ziółka na wiele dolegliwości. Mam nadzieję, że natura nie chce mi w ten sposób czegoś zakomunikować, ale na wszelki wypadek nieco zbiorę i przerobię na intrakt, czyli wyciąg alkoholowy.
A na totalnym już ugorze, gdzie dwu-trzymilimetrowe mchy tulą się do piasku, totalny odjazd - morze kwiecia. Malusieńkie kwiatki biało- żółte ścielą się obficie, aż żal stopę postawić. Jakoś się jednak po tym podwórku muszę poruszać, przeganiając pierwsze trzmiele i pszczoły murarki. Domek dla owadów jeszcze senny, ale pierwsi mieszkańcy już go opuścili. Z każdym ciepłym dniem będzie ich na pewno coraz więcej. Cieszy bardzo ta bioróżnorodność roślinno-zwierzęca, której jeszcze kilka lat temu zupełnie tu nie było.

Zasadniczo jednak o czym innym chciałem napisać. Przez cały dzień w Ostoi towarzyszyły mi dziwne trzaski, szelesty poruszenia... W obrębie podwórka jakby mniej, ale zza płotu dochodziły nieustannie i masowo. Było ich tak wiele, i w sumie były one wystarczająco natarczywe, abym udał się na zwiad. Tuż za furtką ogarnęły mnie te trzaski całkowicie i przez moment zakradł się gdzieś z dna duszy pierwotny element obawy przed nieznanym, jednakże dość szybko zorientowałem się, kto straszy. A straszyły sosny - w pierwszy naprawdę upalny dzień postanowiły masowo posłać w świat potomstwo. Trzaski bowiem pochodziły z szyszek, które jak na komendę postanowiły się otwierać. Fascynujące zjawisko, którym brzmiał cały las, jeszcze nigdy wcześniej tak intensywnie sosny w mojej obecności nie przemawiały. Kolejny raz przekonałem się, że lekcjom udzielanym przez naturę nigdy nie ma końca, trzeba tylko nadstawiać zmysłów aby z nich skorzystać.
Proszę o więcej informacji o uprawie pomidorów w kostkach słomy. Nie mogłam odnaleźć w starszych postach... czy tam dajesz ziemię, kiedy wsadzasz pomidory, czy w samych kostkach i jak przygotowujesz te kostki (czy sypiesz jakąś formą azotu wcześniej)?
OdpowiedzUsuńJa mam kilka kostek, które na jesień posypałam kurzakiem i teraz podlewam, przygotowując do przyjęcia nasion dyni i cukinii w sezonie. Ale jak widzę u Ciebie pomidory tak pięknie plonujące w słomie, to może też spróbuję?...
Prawidłowa metoda przygotowania to zacząć nasączać kostki wodą z substancjami bogatymi w azot na 2 tygodnie przed terminem sadzenia, co drugi dzień. Dla mnie jednak jest to nie do zrealizowania, zaczynam więc 5-6 tygodni wcześniej i nasączam raz tygodniowo. Sadząc pomidory robię otwór w kostce, sadzę roślinę tak głęboko, jak to tylko możliwe, a resztę otworu uzupełniam kompostem i przykrywam luźną słomą.
UsuńSuper, dziękuję!
UsuńWitam. Mam pytanie odnosnie Postu z 2016 roku. Odnosnie Refraktometru, którym mial pan sprawdzac mikrozieleninki. Czy ma pan jakis specjalny refraktometr do tego ? Spodobal mi sie pomysl, ale po probach odszukania sposobu sprawdzenia ziol za pomoca tego sprzetu niestety nie potrafilem tak owych znalezc. Napisalem w pierwszym poscie z tego roku. Wiem ze pan pisal iz bedzie to omawiane w nastepnym roku 17 tylko ze ja sie juz doczekac nie potrafie :D.
OdpowiedzUsuńUżywam zwykłego taniego refraktometru ze skalą BRIX. Sprawdzanie jest proste - wyciskamy krople soku i umieszczamy na szkle refraktometru. Pod światło odczytujemy wynik.
UsuńDziekuje ślicznie za informacje bd probowal zakupic taki. Oczywiscie nie moge sie doczekac panskiego wpisu na ten temat :). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńA w jaki sposób nasącza Pan kostki słomy? Zanurza je Pan czy polewa? Nie mam w czym zanurzyć takiego dużego kloca a trochę się martwię, że polewanie będzie mało efektywne :-(
OdpowiedzUsuńNasączanie jest nierealne z uwagi na ciężar mokrej kostki. Wyłącznie polewam ustawione w miejscu docelowym, gdy są jeszcze suche.
UsuńDziękuję za szybką odpowiedź. Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy uprawiane w ten sposób pomidory i dynie wymagają jakiegoś nawożenia?
UsuńKostki nawozi się azotem zanim posadzi się rośliny. Muszą zacząć się kompostować w środku na jakiś czas przed sadzeniem roślin. W sezonie czasami podlewam gnojówkami, ale rzadko, jedynie gdy widzę objawy niedoborów pokarmowych. W pierwszych 2 miesiącach gnojówka z pokrzywy, później z żywokostu.
UsuńBardzo dziękuję! Tak sobie myślę, że gdybym odkryła Pana blog wcześniej, moje życie ogrodnicze potoczyłoby się zupełnie inaczej oszczędzając mi mnóstwo pracy i frustracji a jednocześnie służąc przyrodzie! Ale lepiej późno niż wcale!
OdpowiedzUsuń