poniedziałek, 20 października 2014

Na pniu

W Ostoi zapanowała jesień w całej swej okazałości. Ogromny klon na podwórku jako ostatni oddał daninę liści, tworząc niezwykle barwny kobierzec. Cztery ponad godziny zajęło zagospodarowanie tego dywanika, ale parafrazując znane powiedzenie, "z tej biomasy nie oddamy ani guzika". Zdecydowana większość listowia trafiła w postaci kolejnej cienkiej warstwy na nową grządkę permakulturową, gdzie pokryta ostatnią warstwą, tym razem ze słomy, oraz dociśnięta z lekka brzozowymi gałęziami, przekształcać się będzie w materię organiczną do wiosny, albo i dłużej. Liście mojego klonu są bowiem niezwykle trwałe i o ile nie są rozdrobnione, potrafią leżeć w formie niezmienionej i dwa lata.

W pokrytym zrębkami minisadziku nadal dzieją się rzeczy zadziwiające. Mimo iż były przymrozki, to nadal kwitną, owocują i dojrzewają truskawki oraz poziomki. Ilościowo są to bardzo skromne plony, ale jakże smakowite. Podobnie i maliny, jeszcze i kwitną, i owocują. Pleni się też dumnie koniczyna biała, stanowiąca okrywę, ale tu i ówdzie spomiędzy niej wyrastają samoczynnie wielkie kapelusze pieścieniaka uprawnego, grzyba dobrego w smaku, choć o dziwnym, szarym kolorze blaszek. Pomijając jednak aspekt kolorytyczny, jego walory kulinarne są nie do pogardzenia. Cieszy również i to, że przyroda płata mi takie niespodzianki w postaci całkowicie  niespodziewanych plonów.
 
A skoro o grzybach mowa, to dość dawno już temu pisałem o kłodach zaszczepionych grzybnią boczniaka i shiitake. Otóż absolutnie bez mojego udziału zaczęły one teraz właśnie rosnąć. Na pniu tu i tam zaczęły wykwitać owocniki, o bardzo subtelnej barwie i zniewalającym smaku - to moje pierwsze boczniaki z własnej hodowli. Przyznam się, że cień zwątpienia zdążył zagościć w moim sercu, bo długo trzeba było na te pierwsze grzyby czekać, ale czekanie się opłaciło. A skoro raz się powiodło, to warto rozwijać tą hodowlę, tym bardziej, że naprawdę nie ma przy niej nic do roboty. Teraz z pewna dozą niecierpliwości oczekuję na shiitake - pojawia się jeszcze w tym roku, czy już raczej nie? 

2 komentarze:

  1. Świetne te grzyby! Czytałam ostatnio o hodowli własnych pieczarek, ale nie bawi mnie skakanie wokół nich, pilnowanie temperatur i wilgotności. Wolałabym właśnie, żeby parę grzybów wyrosło mi na zapomnianych pniu. Póki co jednak nie narzekam, bo moja mama wykorzystuje każdą wolną chwilę na chodzenie po lesie w poszukiwaniu grzybów, więc mam w domu całe worki suszonych prawdziwków :-)
    Twoim grządkom permakulturowym muszę się przyjrzeć bliżej. Chciałabym stworzyć takie na wiosnę w swoim ogrodzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorąco grządki permakulturowe polecam, odpada całkowicie pielenie, nawożenie oraz znacznie mniej wymagają podlewania.

      Usuń