Otrząsając się z tych opinii jak pies po wyjściu z wody, nie tylko że pozostałem wierny maksymie "Róbmy swoje", ale jeszcze postanowiłem te komentarze wykorzystać. I tak, cały rocznik 2025 pomidorów otrzymał nazwę NicZTegoNieBędzie™, natomiast wszystkie tegoroczne warzywa uprawiane na kostkach słomy dostały wspólną ksywkę NicTuNieUrośnie™. Wdzięczny jestem krytykom za inspirację, gdyż teraz każde spojrzenie na te uprawy nieubłaganie mnie rozśmiesza, a każdy nowy liść, pęd czy plon cieszy nieco bardziej niż powinien.
Blog o permakulturze i Permakulturowym Miejscu Pokazowym "Ostoja" zlokalizowanym w sercu Puszczy Bolimowskiej, w obszarze Natura 2000, nad brzegiem rzeki Rawki, rezerwatu przyrody.
środa, 16 lipca 2025
NicZTegoNieBędzie
"O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju! Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju" - pisał wieszcz w Panu Tadeuszu, a ja za nim powtarzam - o roku ów, jakiś ty dziwny! Od samego początku inny jesteś niż wszystkie lata poprzednie. Pisząc od ponad dekady o swoich permakulturowych i ogrodowych poczynaniach spotykałem się z krytyką niejednokrotnie i o ile była ona konstruktywna, potrafiłem wyciągnąć z tego wnioski i zrewidować swe spojrzenie na wiele spraw. W tym roku jednakże, fala krytyki okazała się niemal kulminacyjna, jakby powodziowa, na szczęście dzięki temu, że jestem dobrym pływakiem, w niej nie zatonąłem. Co gorsza, gros krytyki stanowiły powtarzane do znudzenia stwierdzenia "nic z tego nie będzie" - na widok moich sadzonek, czy też "nic tutaj nie urośnie" na widok przygotowanych do uprawy kostek słomy czy grządek.
Otrząsając się z tych opinii jak pies po wyjściu z wody, nie tylko że pozostałem wierny maksymie "Róbmy swoje", ale jeszcze postanowiłem te komentarze wykorzystać. I tak, cały rocznik 2025 pomidorów otrzymał nazwę NicZTegoNieBędzie™, natomiast wszystkie tegoroczne warzywa uprawiane na kostkach słomy dostały wspólną ksywkę NicTuNieUrośnie™. Wdzięczny jestem krytykom za inspirację, gdyż teraz każde spojrzenie na te uprawy nieubłaganie mnie rozśmiesza, a każdy nowy liść, pęd czy plon cieszy nieco bardziej niż powinien.
Nie jestem w stanie jeszcze powiedzieć, czy rok ów będzie rokiem urodzaju, bo raz, że nie chcę zapeszać, a dwa, że jest ekstremalnie trudny pogodowo. Podczas gdy niektórych zalewa (woda, nie fale krytyki), u mnie niezmiennie upały i susza, susza i upały. Jakimś cudem jednak udał się bób, wydając sporo nasion zanim skosił go niemal czterdziestostopniowy, lejący się z nieba żar. Trzydzieści siedem stopni w cieniu jakie odnotowały termometry w Ostoi to za wiele nie tylko dla bobu, ale i dla kwiatów oraz zawiązków owoców wielu warzyw. Ucierpiały pomidory i fasole, ale jestem optymistą, mam nadzieję, że się jeszcze odkują i coś przyzwoitego jednak się zbierze. Bardzo opornie rośnie natomiast kukurydza i dynie, choć też jeszcze się nie poddają. Cukinie w zależności od miejsca - pozornie stawiają wszystko na głowie, albowiem lepiej rosną na wysychających szybciej w opinii internetowych krytyków kostkach słomy NicTuNieUrośnie™ niż w gruncie. Ktoś rzekłby "i bądź tu mądry człowieku", ale jak wielokrotnie pisałem - właśnie uprawa w kostkach jest mądra, bo po odpowiednim przygotowaniu trzymają one wilgoć lepiej niż mazowiecki piach.
Na kompletnym ugorze wyściółkowanym słomą ze starych kostek swoje pierwsze owoce zaczynają zawiązywać ziemniaki z nasion. Chyba bardziej czekam właśnie na te owoce i kryjące się w nich nasiona niż na podziemne bulwy. Z uwagą obserwuję krzaki, planuję bowiem zebrać nasiona tylko z tych wolnych od chorób. Mam nadzieję, że będą takowe. Krzaki różnią się od siebie diametralnie - wielkością, kształtem liści, kolorem łodyg i kwiatów, taki jest urok genetycznej zmienności, to nie jest poletko klonów wyhodowanych z sadzeniaków. Jestem też oczywiście ciekaw i bulw, albowiem ich kształt, kolor, wielkość i smak będą dla mnie również niespodzianką.
Lipiec jak zawsze ubarwiają niezawodne lilie i liliowce, wyrastające z takiego gąszczu chwastów, że wstyd pokazać. Na szczęście dzięki swym rozmiarom górują nad chwastami i można im cyknąć "bezwstydną" słit focię. Kwiatów jadalnych liliowców jest tyle, że trafiają do gara, aczkolwiek wiadomo, ze wszystkich kwietnych potraw najlepsza jest karkówka - niezbyt gustujemy w kwieciu, ale gdy już samo rośnie, jemy dla przyzwoitości. Jak na ironię, bardzo mało jest nasturcji, której kwiaty może nie uwielbiam, ale chętnie konsumuję. Może jeszcze się one podniosą gdy skończy się susza i upały, ale nie wiem czy warto na to liczyć, bo prognozy na sierpień nie nastrajają optymistycznie. Jakie by jednak nie były - Róbmy swoje, a CośZTegoBędzie i CośTuUrośnie.
Otrząsając się z tych opinii jak pies po wyjściu z wody, nie tylko że pozostałem wierny maksymie "Róbmy swoje", ale jeszcze postanowiłem te komentarze wykorzystać. I tak, cały rocznik 2025 pomidorów otrzymał nazwę NicZTegoNieBędzie™, natomiast wszystkie tegoroczne warzywa uprawiane na kostkach słomy dostały wspólną ksywkę NicTuNieUrośnie™. Wdzięczny jestem krytykom za inspirację, gdyż teraz każde spojrzenie na te uprawy nieubłaganie mnie rozśmiesza, a każdy nowy liść, pęd czy plon cieszy nieco bardziej niż powinien.
wtorek, 3 czerwca 2025
Klinika Rozsad
W tym roku postawiłem sobie za zadanie przyłożyć się do siewów i rozsad w sposób systematyczny, zorganizowany i ukierunkowany na sprawdzenie wszystkiego, co na ten temat wiem i czego jeszcze nie próbowałem, ale o czym gdzieś słyszałem. Oczywiście, słowo "wszystko" jest wielce na wyrost, ale przynajmniej w odniesieniu do niektórych warzyw przyjąłem, że wiem już dość, by pokusić się o przyspieszenie kiełkowania nasion oraz o szybszy wzrost rozsady, przy jednoczesnym odejściu od zużycia prądu na doświetlanie i dogrzewanie. Już w poprzednich latach stwierdziłem, że w tej materii pokutuje wiele mitów i półprawd. Owszem, nasiona super ostrych papryczek chili potrafią bardzo wolno i kapryśnie kiełkować, ale z drugiej strony wcale nie musi to być regułą. Pomidory nie muszą być wcale siane 15 marca, pikowane 15 kwietnia, i sadzone do gruntu 15 maja, aby się udały. Sadzonek można nie doświetlać, o ile poświęci się nieco pracy na zapewnienie im światła w inny sposób... Takie to właśnie między innymi zagadnienia posprawdzałem sobie tej wiosny, z doskonałym zresztą w większości przypadków skutkiem.
Od najwcześniejszego bobu i groszków, poprzez papryki i pomidory, po ostatnie dynie i fasole, wszystkie rośliny gdy tylko wykiełkowały, trafiały na zewnątrz. Przyjąłem, że jeśli jest minimum 8-10 stopni, to przeżyją. Gdy robiło się ciemno, trafiały z powrotem do domu. I tak codziennie - rano wynoszenie, wieczorem wnoszenie, przez 4-6 tygodni dla każdej wielodoniczki. Czy to dużo pracy? Nie bardzo - zajmowało mi to czasu mniej niż podlewanie, około 10-15 minut dwa razy dziennie. Przy okazji człowiek się trochę poruszał i jeszcze widząc rośliny siłą rzeczy z bliska 2-3 razy dziennie, mógł o nie naprawdę dobrze zadbać.
poniedziałek, 21 kwietnia 2025
Marzec i kwiecień w telegraficznym skrócie
Zima, której w tym roku niemal nie było, skończyła się definitywnie w Ostoi w pierwszych dniach marca. Staw dosłownie eksplodował planktonem, chmury uwijających się oczlików widać było dosłownie wszędzie.
W pierwszym tygodniu marca krokusy były już wszędzie, powychodziły nawet spod zeschłych liści w zacienionym leśnym ogrodzie.
piątek, 28 lutego 2025
Nudny luty
W tym roku w lutym niewiele się działo, przez większą część miesiąca Ostoja sprawiała wrażenie jakby panowało w niej skrzyżowanie późnej jesieni z wczesnym przedwiośniem. Kolejny już raz plany turlania się w śniegu po wyjściu z sauny legły w gruzach, podobnie jak zamiar połowienia ryb spod lodu czy też ułatwienia sobie życia poprzez transport drewna po zamarzniętej tafli stawu. Dosłownie jeden raz napotkałem warunki pozwalające bezpiecznie wejść na lód, ale transportu drewna po nim postanowiłem nie ryzykować. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że zimy w tym roku tak naprawdę w Ostoi nie było, poza dosłownie kilkoma nocami z dwucyfrową na minusie temperaturą.
W najzimniejszy dzień na jaki udało mi się trafić, wybrałem się na spacer tropem bobrów, starając się dostrzec ich ścieżki, szlaki, ślady i tamy. Są one praktycznie wszędzie, co świadczy o tym, że nie mogą chyba spać, też dręczy je brak zimy (bo wątpię, że sumienie za ścięte u mnie drzewa). Bobry zresztą to furda, i z prawa i z lewa, spacer umila jazgot pił. Sąsiedzi tną drzewa na potęgę, jakby prowadzili z nimi jakąś wojnę. Coraz częściej dziękuję losowi, że pozwolił mi cieszyć się drzewami i bardziej o nie dbać, niż ścinać, że udaje mi się zarabiać na życie bardziej rozumem niż piłą. A propos rozumu, to ze zdumieniem przyjąłem spotkanie ze sporym stadkiem kormoranów najwyraźniej zimujących na Rzeczce, ewidentny znak zanikających zim, do niedawna w głowie by się to nie mieściło, spotkać tu w lutym kormorana...
Jak w każde Walentynki, rozpocząłem siewy testowe, aby sprawdzić przed sezonem jakość podłoży i nasion. Po zużyciu sterty zrębek, w miejscu gdzie leżały one na skraju sosnowego lasu, na szczerym piachu, pozostał ciemny krąg "kompostu", grubości z 1-2 cm. Zgarnąłem to łopatą i przesiałem przez "kraciastą" plastikową skrzynkę. Wyszło z tego "podłoże" zawierające piasek, rozłożone zrębki i nieco kawałków drewna (po prawej). Wypełniłem tym wielodoniczkę, a drugą, kontrolną (po lewej) wypełniłem "podłożem do siewu i rozsady" renomowanej firmy. Jak na razie, wygląda na to, że w moim podłożu nasiona rzodkiewki kiełkują szybciej. Dodatkowo, to zdjęcie wykonane w mniej niż 2 doby od posiania, temperatura pokojowa, żadnych zabiegów z nasionami.
Okazało się, że wszystko potoczyło się jeszcze szybciej, niż myślałem. 27 lutego, czyli w dwanaście dób od siewu, patrząc na prognozy pogody, zdecydowałem, że warto zaryzykować, i posadzić je do gruntu. Rzodkiewki. Do gruntu. W lutym. No ale, kto nie ryzykuje, ten nie je rzodkiewek. Podlałem je solidnie i okryłem agrowłókniną. Zobaczymy, czy dadzą sobie radę na grządce. Bardziej niż nocnych mrozów obawiam się suszy, która można powiedzieć, jest dojmująca. Pierwszy raz w życiu podlałem grządkę w lutym - to o czymś świadczy.
Zakwitły krokusy, a na jednym z nich pojawiła się samotna pszczoła. Poprzycinałem nieco drzewa i krzewy nad stawem i w leśnych ogródkach. Stare kostki słomy, po mroźnych nocach, są zamarznięte w środku, za wcześnie więc, żeby dokańczać ściółkowanie. Nowe kostki słomy, do uprawy pomidorów i dyń jeszcze nie dojechały, może uda się je zainstalować w początku marca. Powinienem pewnie jak sąsiedzi, naciąć trochę drzewa, ale po co? Drewutnia pełna, a jeszcze to, co bobry ścięły, czeka na porąbanie. Jednym słowem, nudny był ten luty, i niezimowy, i nieciekawy. Dobrze, że jutro już marzec.
poniedziałek, 27 stycznia 2025
Marzec w styczniu
W obliczu tegorocznej aury, coraz mniej śmieszy dowcip, że tym razem zima naprawdę zaskoczyła drogowców, o nie przyszła. Nie przyszła też do Ostoi, gdzie przez większość czasu czuć się można marcowo. Spod zimowej szarzyzny wyglądać zaczyna zieleń, śniegu ani śladu, a o lodzie na stawie tylko można pomarzyć. Słoneczko przygrzewa, a w jego blasku, w niektórych mikroklimatach temperatury są dwucyfrowe. Na plusie. Przypomnę, że dokładnie w tym samym miejscu, w styczniu 2021 było minus 23 stopnie. Mój maksymalno-minimalny termometr niezbicie pokazuje, że tej zimy temperatura na podwórku Ostoi nie spadła jeszcze ani razu poniżej minus 6 stopni, ani na chwilę. W co się zamienia mój "mazowiecki biegun zimna"? Czy mrozy, jak w 2024, będą znowu w czerwcu?
Pod Ostojową chatką znajduje się solidna piwnica. Została zbudowana około 40 lat temu i przez 38 lat temperatura w niej w końcu stycznia spadała poniżej zera. Zamontowałem w niej żarówkę grzewczą z termoregulatorem, aby utrzymać temperaturę 1-2 stopnie na plusie. Pozwala to nie spuszczać wody na zimę, nawet gdy dom nie funkcjonuje przez dłuższy czas, oraz stwarza doskonałe warunki do przechowywania plonów. Styczeń 2024 był pierwszym, kiedy termostat ani razu nie włączył żarówki. Najniższa temperatura wyniosła 2.1 stopnia na plusie.
W zbiorze zieleniny nie ma praktycznie przerwy, od zimowych sałat, przez szpinak, kilka odmian musztardowców, po słabiej w tym roku rosnącą klajtonię (bo dla niej za ciepło). Są nawet różne szczypiory, młode kwiatostany brokułów, nie wspominając nawet o znoszących niewielkie mrozy kapustach liściowych czy jarmużach, których nawet jeszcze nie skosztowałem, bo tyle jest innej zieleniny. Jeszcze niezwykle nieśmiało, ale jednak, pojawiają się pierwsze mikroskopijne pokrzywy, a w lesie jest sporo naziemnych i nadrzewnych grzybków. Ptaki zacięcie oblatują budki lęgowe, notorycznie już słychać żurawie.
Sucha i ciepła pogoda sprawia, że można sobie zgrzebać w ziemi dosłownie jak w marcu. Kontynuuję wymianę nadstawek paletowych w grządkach podwyższonych, maluczko, a będzie to zakończone. Zdumiewa mnie to, że obrzeża oryginalnie posadowione na powierzchni ziemi, przez lata użytkowania grządek "zatonęły" nawet do 10 centymetrów w głąb gruntu. W efekcie, po wymianie, do każdej grządki trzeba będzie 10 centymetrów kompostu dosypać. Miałem do uprzątnięcia stare kostki słomy po uprawie pomidorów, cukinii i dyń. Wszystko jednak już mam wyściółkowane... Cóż było robić - naszkicowałem nowe grządki. Od razu łopatą, w jałowym, piaszczystym fragmencie wzgórza. Ziemię, a ściślej piach ze ścieżek sypałem na przyszłe grządki. Ścieżki zewnętrzne poprowadziłem tak, aby łapały wodę deszczową, a woda ta ma wpływać na ścieżkę w środku kręgu i tam wsiąkać w piach.
Na razie jest to wszystko na oko, trzeba będzie zapewne poprawić poziomy i spadki po deszczu, by woda popłynęła tak, jak chcę. Przy tej okazji dorzucę więcej piasku na grządki. Na koniec rozwalę stare kostki i wyściółkuję grządki słomą. Wszystko będzie "dojrzewać" do maja, kiedy to posadzę tu z rozsady rozmaite warzywa ciepłolubne. Całość prac zajęła mi do tej pory nieco ponad 3 godziny, najwięcej czasu zajął przewóz starych kostek. Przyjmując, że kostki się już spłaciły dając plony w minionym sezonie, koszty są zerowe, poza moją pracą. Poza kostkami na ściółkę, przyniosłem ze sobą tylko łopatę. Nic innego nie jest potrzebne. Zasada "Minimum Nakładów, Maksimum Efektów" świetnie się sprawdza.
W końcówce stycznia jest momentami tak ciepło, że można by się rozebrać do koszulki, ale rozsądek nakazuje jednak mieć pod nią bieliznę termiczną. Gdy schowa się słoneczko i dmuchnie wiatr, czuć, że to może nie styczeń, ale taki średni marzec. Nie cieszy mnie to specjalnie, myślę, że czeka nas trudny pogodowo rok, a susza da nam się jeszcze mocniej we znaki. Z nią jednak można sobie jakoś poradzić, proszę więc tylko, aby styczeń nie przyszedł znowu w czerwcu, żadnych czerwcowych mrozów, jeśli łaska!
Pod Ostojową chatką znajduje się solidna piwnica. Została zbudowana około 40 lat temu i przez 38 lat temperatura w niej w końcu stycznia spadała poniżej zera. Zamontowałem w niej żarówkę grzewczą z termoregulatorem, aby utrzymać temperaturę 1-2 stopnie na plusie. Pozwala to nie spuszczać wody na zimę, nawet gdy dom nie funkcjonuje przez dłuższy czas, oraz stwarza doskonałe warunki do przechowywania plonów. Styczeń 2024 był pierwszym, kiedy termostat ani razu nie włączył żarówki. Najniższa temperatura wyniosła 2.1 stopnia na plusie.
Na zdjęciu wskazanie termometru z 26 stycznia 2025. Maluczko, a zamiast ogrzewać, będziemy musieli w styczniu chłodzić piwnicę... Dla cebuli już jest za ciepło i powoli zaczyna iść w szczypior.
Nad stawem widać świeże listki mięty polej, poziomek, gwiazdnicy, zaczynają też rosnąć sity i turzyce. Jak tak dalej pójdzie, to w drzewach za moment ruszą soki. Ziemia nie jest zamarznięta, czy sok brzozowy popłynie już lutym, a nie jak tu bywało zawsze, na przełomie marca i kwietnia? Kiedy ciąć drzewa i krzewy owocowe? Uwielbiam ciąć w mroźne, słoneczne dni, czy takie jeszcze nadejdą, czy raczej brać się już za to? Grządki obsiane jesienią wydają się być suche - podlewać? W styczniu? Bambus nad stawem ma chyba nowe liście, wyłazić zaczynają pierwsze źdźbła miskantów, a tu stare jeszcze nie ścięte... Mam nadzieję, że za moment nie wystrzelą krokusy, w zeszłym roku pszczoły nic niemal z nich nie skorzystały - ledwo zakwiły, a przymrozki je skosiły.W zbiorze zieleniny nie ma praktycznie przerwy, od zimowych sałat, przez szpinak, kilka odmian musztardowców, po słabiej w tym roku rosnącą klajtonię (bo dla niej za ciepło). Są nawet różne szczypiory, młode kwiatostany brokułów, nie wspominając nawet o znoszących niewielkie mrozy kapustach liściowych czy jarmużach, których nawet jeszcze nie skosztowałem, bo tyle jest innej zieleniny. Jeszcze niezwykle nieśmiało, ale jednak, pojawiają się pierwsze mikroskopijne pokrzywy, a w lesie jest sporo naziemnych i nadrzewnych grzybków. Ptaki zacięcie oblatują budki lęgowe, notorycznie już słychać żurawie.
Sucha i ciepła pogoda sprawia, że można sobie zgrzebać w ziemi dosłownie jak w marcu. Kontynuuję wymianę nadstawek paletowych w grządkach podwyższonych, maluczko, a będzie to zakończone. Zdumiewa mnie to, że obrzeża oryginalnie posadowione na powierzchni ziemi, przez lata użytkowania grządek "zatonęły" nawet do 10 centymetrów w głąb gruntu. W efekcie, po wymianie, do każdej grządki trzeba będzie 10 centymetrów kompostu dosypać. Miałem do uprzątnięcia stare kostki słomy po uprawie pomidorów, cukinii i dyń. Wszystko jednak już mam wyściółkowane... Cóż było robić - naszkicowałem nowe grządki. Od razu łopatą, w jałowym, piaszczystym fragmencie wzgórza. Ziemię, a ściślej piach ze ścieżek sypałem na przyszłe grządki. Ścieżki zewnętrzne poprowadziłem tak, aby łapały wodę deszczową, a woda ta ma wpływać na ścieżkę w środku kręgu i tam wsiąkać w piach.
Na razie jest to wszystko na oko, trzeba będzie zapewne poprawić poziomy i spadki po deszczu, by woda popłynęła tak, jak chcę. Przy tej okazji dorzucę więcej piasku na grządki. Na koniec rozwalę stare kostki i wyściółkuję grządki słomą. Wszystko będzie "dojrzewać" do maja, kiedy to posadzę tu z rozsady rozmaite warzywa ciepłolubne. Całość prac zajęła mi do tej pory nieco ponad 3 godziny, najwięcej czasu zajął przewóz starych kostek. Przyjmując, że kostki się już spłaciły dając plony w minionym sezonie, koszty są zerowe, poza moją pracą. Poza kostkami na ściółkę, przyniosłem ze sobą tylko łopatę. Nic innego nie jest potrzebne. Zasada "Minimum Nakładów, Maksimum Efektów" świetnie się sprawdza.
W końcówce stycznia jest momentami tak ciepło, że można by się rozebrać do koszulki, ale rozsądek nakazuje jednak mieć pod nią bieliznę termiczną. Gdy schowa się słoneczko i dmuchnie wiatr, czuć, że to może nie styczeń, ale taki średni marzec. Nie cieszy mnie to specjalnie, myślę, że czeka nas trudny pogodowo rok, a susza da nam się jeszcze mocniej we znaki. Z nią jednak można sobie jakoś poradzić, proszę więc tylko, aby styczeń nie przyszedł znowu w czerwcu, żadnych czerwcowych mrozów, jeśli łaska!
Subskrybuj:
Posty (Atom)