poniedziałek, 2 listopada 2015

W żółtych płomieniach liści ...


 ... brzoza dopala się ślicznie, w piosence zespołu Skaldowie, oczywiście. A w Ostoi, w żółtych płomieniach liści całe podwórko. To nasze ogromne klony sypią liśćmi na potęgę. W odróżnieniu od delikatnych brzozowych listków, liście klonu nie są wdzięcznym materiałem do kompostowania czy ściółkowania. W naszych okolicznościach przyrody potrafią leżeć i cztery lata, zanim zamienią się w odrobinę choć użyteczny liściowy kompost. Tak się dzieje, gdy pozostawione są same sobie, gdy jesienne deszcze posklejają je na płask, w grube, mocne i trwałe tafle.

Przez takie pokłady najpierw złotego, a później coraz bardziej brunatnego dobra nie przebiją się niemal żadne rośliny, dlatego też liście klonowe zmuszeni jesteśmy rozdrabniać, przy użyciu a to kosiarki, a to odkurzacza do liści. Ideałem byłoby powierzenie tego zadania zwierzętom, a szczególnie kurom, niestety dopóki nie zamieszkamy w Ostoi na stałe, jest to nierealne. Zmielony materiał uzyskany z liści nadaje się już doskonale do ściółkowania grządek, szczególnie w nowym przyszłorocznym warzywniku.

Nasze grządki zrębkowe, czy to te dla roślin wieloletnich, czy te dla jednorocznych, otrzymują teraz również świeżą kołderkę ze zrębki. Przy okazji rozsypujemy również popiół drzewny z pieca, nieco mączki bazaltowej, rozlewamy resztki naszych gnojówek z żywokostu i pokrzywy, w nadziei, że nasi najdzielniejsi pracownicy - mikrofauna glebowa, przez zimę przerobią to wszystko na żyzny kompost. W ramach nieustających eksperymentów wyściółkowaliśmy też jedną grządkę sianem z nadrzecznych łąk, zobaczymy jak się będzie życie pod tą ściółką rozwijać.

A tymczasem, na starych grządkach zrębkowych, wśród rosnących jeszcze rzodkiewek, kapusty pac-choy i otaczających je malin, wykwitły obficie piękne muchomory czerwone. Ta grządka zaskakuje co roku innym gatunkiem grzyba, który "znikąd" pojawia się w dużej obfitości. Po zeszłorocznych pierścieniakach jadalnych nie ma nawet śladu. Odnosimy wrażenie, że przyroda sama podsuwa nam to, co w danej chwili może się nam przydać, w zeszłym roku były to grzyby kulinarne, a w tym roku lecznicze. Postaramy się z tego daru przyrody dobrze skorzystać.

Po wybitnie suchym lecie, nie mieliśmy specjalnych nadziei na grzybny urodzaj na naszych eksperymentalnych kłodach z boczniakami i shiitake, a jednak ... Kłody namoczyliśmy przez noc i następnego ranka każdą z nich solidnie trzasnęliśmy o ziemię. Symulować to ma upadek drzewa i dawać sygnał grzybni do produkcji owocników. W dwa tygodnie później, cieszymy oczy pierwszymi boczniakami. Shiitake na razie odmawiają współpracy, nie jesteśmy pewni czy grzybnia nie zginęła całkiem w sierpniowe upały. Przyszłość pokaże, czy jeszcze żyją. A na razie ... kolejne złote liście lecą z drzew, listopad w całej krasie, piękną mamy jesień w tym roku.