poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Znowu o GMO

Szokujące dane przynosi nowy raport, porównujący skład chemiczny ziarna kukurydzy tradycyjnej oraz modyfikowanej genetycznie, nawiązując równiez do metod ich uprawy - bez, lub z zastosowaniem herbicydów.
Jak wynika z raportu, różnice w wartości odżywczej oraz w zawartości związków szkodliwych są przerażające.
Ziarno modyfikowane genetycznie jest ponad 400 razy uboższe w wapń, ponad 50 razu uboższe w magnez, zawiera również siedem razy mniej manganu. Tak się składa, że braki tych minerałów pokrywają się z tymi, na które cierpią społeczeństwa wysokorozwinięte i które są przyczyną groźnych chorób.
Modyfikowana genetycznie kukurydza, uprawiana wedle reguł "Zielonej Rewolucji", na polach przygotowanych przy użyciu herbicydów zabijających wszelkie życie roślinne przed siewem, zawierała dwustukrotnie przekroczone normy zawartości formaldehydu, zabójczego dla zwierząt i ludzi! Nic dziwnego, że zwierzęta hodowlane mając wybór różnych pasz, nie chciały spożywać takiego ziarna, wyczuwając formaldehyd.
Należy zdać sobie sprawę, że w taki właśnie sposób, z użyciem ziarna modyfikowanego genetycznie oraz gigantycznych dawek herbicydów produkowana jest zdecydowana większość kukurydzy - w USA ponad 80%. W przypadku soi natomiast, jest to ponad 90%.
Ziarno modyfikowane genetycznie stanowi składnik pasz stosowanych w wielkotowarowej produkcji zwierzęcej. Zawartość formaldehydu w ziarnie mogłaby wyjaśniać rosnącą liczbę alarmujących doniesień o pogarszaniu się kondycji zwierząt gospodarskich w USA oraz o malejącej jakości produktów pochodzenia zwierzęcego.
Pamiętaj - "jesteś tym, co jesz". Powiedz nie! GMO.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Grządki i porządki

 W Ostoi rzeka wróciła do swego koryta, łąki jednak nadal podmokłe, a klangor żurawi nie ustaje. Starorzecza wypełnione po brzegi wodą ukazują powoli pędy trzcin i zielone plamy odrastających przy dnie żółtych grążeli. Niebem śmigają łabędzie oraz kaczki, dołem przemykają zające. Żab i ropuch coraz więcej, wkrótce zaroi się od nich w każdym skrawku wody.


Wiosenne porządki również rozpoczęte - trzeba się zająć instalacją wodną, osuszoną na zimę, sprawdzić co się dzieje w kompostownikach, obejrzeć krzewy posadzone w zeszłym roku. Pomimo spartańskich warunków zgotowanych jagodom kamczackim, widać, że poradziły sobie z zimą całkiem nieźle - puszczają już z pąków pierwsze listki. Cieszy mnie to niezmiernie, jagody kamczackie to cenne rośliny, ich owoce to prawdziwe bomby witaminowe. Ciekawe, czy w tym roku doczekam się choćby jednego, pierwszego owocu? 


Tam, gdzie do zeszłego roku były jedynie brzozy i nieliczne grzyby, kiełkują i zaczynają kwitnąć krokusy, oraz przebiśniegi. Krzaczek truskawek przetransferowany z warszawskiego tarasu również przetrwał zimę, zobaczymy czy i jak w cieniu brzóz zaowocuje.




Cieszy niezwykle obecność pszczół i trzmieli - w zeszłym roku niemal wcale ich nie było, a tu nagle uwijają się przy mikro-kwiatkach rosnących pod podwórkową lipą. Szczerze powiedziawszy może to optymizm na wyrost, bo nigdzie indziej ani pszczół, ani kwiecia. Świetnie jest więc mieć takie wczesne kwiatki, szczególnie, że ani one nie siane, ani nie sadzone. Pojawiły się dwa lata temu nie wiadomo skąd - ot, taki mikro cud przyrody. Jeśli ktokolwiek wie, jak się one nazywają, niech da znać!




Przyszedł czas na pierwsze grządki, na początek ze starych desek powstały tzw. grządki wyniesione ("raised beds") z zamiarem wytworzenia czegoś na obraz i podobieństwo "ogrodu stopy kwadratowej" autorstwa Mela Bartholomew. Oczywiście nie mogło być mowy o zakupie tzw. Mel's mix, czyli mieszanki torfu, wetrmikulitu i kompostu, jakie autor tego rozwiązania sprzedaje, glebę więc przygotowałem wedle własnej receptury. Grządki posadowiłem na wielu warstwach gazet aby udaremnić chwastom możliwość przerastania, a ścieżki między grządkami wysypałem zrębką. Pierwsze nasiona trafiły do gleby, zobaczymy czy to rozwiązanie się sprawdzi. Wiele wyzwań przed roślinami - nadmiar słońca, susza, zające i ptaki, zobaczymy, czy cokolwiek z tego wyjdzie przy dorywczej opiece.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Wiosna wkracza do Ostoi

Rzeka wylała, łąki i starorzecza stoją pod wodą. Na zalanych łąkach żurawie odprawiają swe gody, ich klangor wabi i kusi, ale "z marszu" utrwalić ich "na kliszy" się nie da - zbyt ostrożne są. Zrywaja się, uchodząc w trzcinowiska. Obejrzeć je natomiast można bez trudu. Są majestatyczne, bardzo głośne i wydaje się, że liczne w tym roku jak nigdy dotąd.




Pierwsze płazy, całkiem sympatyczne. Pojedyńcze żabki i ropuchy wychodzą ze swych kryjówek, polujac po drodze na wszystko co sie rusza i do pyszczka mieści, podążają w stronę rozlewisk aby tam oddać się corocznej rozpuście. Maluczko, a nocny rechot nie da spać.






I pierwsze gady, z lekka niebezpieczne. Żmija zygzakowata wygrzewa się w słońcu, na północnej krawędzi sosnowego lasu. Promienie słoneczne padające z południa wygrzewają grunt i wyziębionego po zimie gada. Żmija nie ma ochoty zostać celebrytą, ucieka z przed obiektywu.





Pierwszy transport zrębki dojechał, pora się brać do pracy. Na początek powstaną trzy "grządki wyniesione" w obrębie podwórka, a w kwestii dalszych prac usilnie staram się wdrożyć zasadę "festina lente" czyli spiesz się powoli. Chcę najpierw sprawdzić jak układają się izohipsy, czyli linie poziome idące przez Ostoję. Znając je, będę mógł się pokusić o lepsze zagospodarowanie wód opadowych, zatrzymując je w gruncie, czego w Ostoi bardzo potrzeba. Póki co, wdrożyłem zbieranie deszczówki z dachu szopy, rynna odprowadza ją do dwustulitrowej beczki. Niewiele, ale zawszeć to kolejny malutki kroczek w stronę samowystarczalności.

Na koniec humorystyczna reflekcja - żuraw, żaba, żmija - jaka literka sponsoruje dzisiejszy wpis? :-)




piątek, 12 kwietnia 2013

Półtora miliona podpisów

Tyle właśnie usiłują zebrać autorzy petycji skierowanej do rządów Europy, pragnący zaprotestować przeciw objęciu patentem  nasion roślin uprawnych przez kilka światowych korporacji. Działanie korporacji przebiega dwutorowo - z jednej strony gwarantują sobie one wyłączne prawa do sprzedaży nasion różnych odmian, chronionych właśnie tymi patentami, z drugiej lobbują w celu ustanowienia praw zakazujących dystrybucji nasion nie znajdujących sie w rejestrach roślin dopuszczonych do uprawy, gdzie oczywiście figurują odmiany opatentowane. Cel jest jasny i prosty - opróżnić rynek z nasion starych odmian i skazać rolników i ogrodników na zakup nasion wyłącznie od korporacji.

Kiedy prawo patentowe wchodzi w życie w jednym kraju, często umowy handlowe i międzynarodowe uzgodnienia wymuszają jego wprowadzenie w także w innych krajach. Dlatego patenty oznaczają zmianę całego naszego łańcucha pokarmowego: przez tysiące lat farmerzy swobodnie mogli wybierać nasiona z których korzystali nie obawiając się pozwu o naruszenie praw własności intelektualnej. Teraz jednak żyjemy w czasach gdzie wielkie korporacje, które wykupują podstawowe patenty zmuszają rolników do ponoszenia ogromnych kosztów licencyjnych. Monsanto & Co. twierdzi, że patenty są siłą napędową innowacji—ale w rzeczywistości wprowadza monopol naszego pożywienia.

Na całe szczęście jednak Europejska Organizacja Patentowa kontrolowana jest przez 38 państw członkowskich, które mogą na zawsze skończyć z niebezpiecznymi patentami na pożywienie. Sam Parlament Europejski wydał oświadczenie w którym sprzeciwił się destrukcyjnym patentom. Teraz globalny sprzeciw może zainicjować ostateczny zakaz.

Sytuacja jest już tragiczna -- Monsanto jest już właścicielem 36% wszystkich pomidorów, 32% słodkiej papryki i 49% kalafiorów. Prosta zmiana w regulacjach może uratować naszą żywność, rolników oraz całą naszą planetę od korporacyjnej kontroli -- teraz to w naszych rękach spoczywa odpowiedzialność.
Z gigantycznej szkodliwości takich działań, jak się okazuje, zdaje sobie sprawę coraz więcej osób. W niecałe półtorej doby pod petycją podpisało się ponad milion dwieście tysięcy osób. Podpisz się i Ty! Dla dobra swojego, swoich dzieci, bioróżnorodności, i naszej planety, Ziemi. LINK DO PETYCJI