poniedziałek, 25 lutego 2013

Mam to jak w banku

W polecanym wcześniej filmie opisującym globalny bałagan postawiono tezę, że wystarczy 48 godzin światowego zamieszania, aby zachwiać podstawami ludzkiej egzystencji jaką znamy dziś, opartej o żywność nabywaną w hurtowniach, sklepach i supermarketach, pochodzącą z masowej produkcji, często w bardzo odległych miejscach globu. Przyczyny zgoła prozaiczne, nie tak wzniosłe i mało prawdopodobne jak zbiorowy bojkot wielkich korporacji - ot, rozległa awaria sieci energetycznej, skażenie w wyniku awarii, klęska żywiołowa, wszystkie one w relatywnie krótkim czasie sprawić mogą, że głód zajrzy nam w oczy. Najcenniejszą rzeczą, jaką człowiek chcący uniezależnić się od kupowanego w sklepie jedzenia powinien gromadzić, aby być przygotowanym również na takie sytuacje, są nasiona. Ziemia do uprawy zawsze się znajdzie, uprawiać ją można bez prądu, paliw i maszyn, nawozić tym, co przyroda dała, ale czym obsiać, gdy w chwili katastrofy rośliny akurat nasion nie wydają i nie ma ich jak zebrać? Po to właśnie powinniśmy mieć choćby minimalny zapas nasion - zdrowych, starych, naturalnych odmian, które w naszym klimacie rosły przez wieki i które przetrwają bez chemii rolnej, wyżywią i dadzą nasiona na następny siew. Powinniśmy zdawać sobie sprawę, że wszystkie te cudne krzyżówki, mieszańce genetyczne albo nie wydają nasion pozwalających uzyskać rośliny potomne, albo ich potomstwo w niczym rodziców przypominać nie będzie. Dlatego też kupując nasiona zawsze zwracam uwagę, czy są one odmianą czystą i znaną od dawna. W krajach anglosaskich funkcjonuje termin "heritage seeds" - nasiona będące dziedzictwem kultury rolnej człowieka, hodowane od lat jeśli nie od wieków w formie niezmienionej, dające rok w rok podobny plon i identyczne potomstwo. Takie właśnie nasiona każdy powinien docelowo zbierać we własnym ogrodzie i przechowywać ich zapas, dbając o niego jak o najlepszą bankową lokatę.

Na początek ponad pięćdziesiąt torebek różnych nasion czeka u mnie na wiosnę, część już całkiem niedługo trafi do wielodoniczek na parapecie. Czas pozostały do wysiewów wykorzystuję na zapoznanie się z teorią o uprawie każdej z roślinek, planując kolejność ich siewu i rozmieszczenie. Zdaję sobie sprawę, że zetknięcie teorii z praktyką może okazać się brutalne, ale tym bardziej niecierpliwie oczekuję na chwilę, gdy będzie się można naprawdę zabrać do pracy. I nasiona, i ja, jesteśmy gotowi.
 
PS. koniecznie odwiedź tą stronę: Stop GMO w Polsce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz